niedziela, 6 listopada 2016

69/52/2016 „Jesień cudów” Jodi Picoult





W normalnych okolicznościach Faith i mnie nie byłoby w domu, 
gdy dzwoni moja matka i zaprasza nas, 
żebyśmy obejrzały jej nową trumnę.

Tygodniowe Wyzwanie Książkowe 26: Biała okładka. Liczy 528 stron.

Mała Faith i jej mama Mariah są świadkami zdrady ojca. Mariah już nie po raz pierwszy - poprzednim razem wylądowała w szpitalu psychiatrycznym, a i tym razem wpada w depresję. Faith też na swój sposób radzi sobie z rozstaniem rodziców - zwierza się wyimaginowanej przyjaciółce. Nikt nie widzi nic złego w wymyślonym towarzyszu zabaw, ale kiedy Faith wskrzesza zmarłą, dokonuje kolejnych uzdrowień, a na jej dłoniach pojawiają się stygmaty, Mariah zaczyna wierzyć, że jej córce objawia się Bóg. I wtedy pojawia się on - arogancki dziennikarz, specjalizujący się w obalaniu mitów o boskich objawieniach. Mariah i Faith lądują w samym środku cyrku rozpętanego przez media, lekarzy, wierzących i ateistów.

Lubię książki Jodi Picoult. To powieści obyczajowe, w których zawsze pojawia się jakiś dramat, trudny problem, trauma. Tematyka wiary w Boga i cudów pojawiła się też w innej książce autorki, którą czytałam wcześniej, pt. "Przemiana". Religia przepleciona z małżeńskimi problemami i walką o władzę, czyli niby dobro dziecka. Prawdziwe emocje, desperacja i miłość rodzicielska. Czego więcej potrzeba w dobrej książce? Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz