czwartek, 25 lipca 2013

Pinove przygody z trądzikiem...


Nigdy nie miałam idealnej cery. Jednak w gimnazjum i liceum było to w sumie zrozumiałe i normalne. Zresztą kilka krostek to jeszcze nic takiego. Byłam pewna, że minie to z wiekiem.
No to się przeliczyłam. Nie przypuszczałam, że w wieku 24 lat będę mieć do czynienia z trądzikiem. Wygląd mojej twarzy stał się strasznym problemem. Bezskutecznie próbowałam wszelkich możliwych kosmetyków do cery tłustej, mieszanej i trądzikowej dostępnych w drogeriach. Do tego cały zestaw kosmetyków do makijażu  bo bez pełnego make-up-u wstydziłam się wyjść z domu nawet do sklepu naprzeciwko. Jedyną osobą, która widziała mnie bez tapety był mój chłopak, bo wierzyłam, że dokładne oczyszczenie twarzy przed snem pomoże jej wrócić do normalnego stanu. Kiedyś przyjżał się mojej twarzy i stwierdził, że zamiast eksperymentować, powinnam pójść do lekarza, bo może potrzebna będzie mi jakaś specjalistyczna terapia.
Stwierdziłam więc, że na mojej twarzy musi być istny armagedon skoro chłopak zasugerował mi leczenie. No i miał rację. Stan mojej skóry w dniu wizyty u dermatologa był chyba najgorszy z dotychczasowych więc pani doktor mogła dokładnie przyjżeć się temu. Zaproponowała mi kurację antybiotykową, dwa preparaty miejscowe i apteczne kosmetyki do pielęgnacji cery tłustej.
Antybiotyk, który dostałam, Tetralysal trochę mnie zmartwił po przeczytaniu o nim na kilku forach. Stwierdziłam jednak, że jeśli sama nie sprawdzę, to się nie przekonam. Dodatkowo miałam używać preparatów miejscowych: Aknemycin rano i Differin wieczorem.
Początki nie były obiecujące. Po zastosowaniu tego wszystkiego dostałam mega wysypu wyprysków, jednak po 2-3 tygodniach zaczęły stopniowo znikać. Niestety skóra miejscami strasznie mi się przesuszała. Ale kiedy mój organizm się przyzwyczaił, wszystko się jakoś uregulowało. 
Dołożyłam do tego piankę do mycia twarzy i krem przywracający nawilżenie z serii do cery tłustej Iwostin Puritin.
Po 2 miesiącach stosowania na prawdę widać efekty, choć nie są może zbyt spektakularne. Choroby skóry leczy się jednak dość długo. Mój makijaż ogranicza się teraz do tuszu do rzęs, czasem różu na policzki i ewentualnie korektora na najbardziej widoczne wypryski. Moja cera nie jest nieskazitelna i zdaję sobie sprawę, że pewnie jeszcze długo nie będzie, nie mniej udało mi się załagodzić objawy choroby. Wykwity pojawiają się rzadziej i szybciej się goją. Niestety kuracja jest dosyć droga. Jednak biorąc pod uwagę ile kasiory wydałam na wszystkie kosmetyki, które miały mi pomóc, wydaje się być całkiem ekonomiczna...





wtorek, 16 lipca 2013

Dan Brown "Cyfrowa Twierdza"


           Kiedy wszyscy zachwycali się "Kodem da Vinci", postanowiłam sprawdzić, kto to jest ten cały Brown i o czym właściwie pisze. 
          Jak wiadomo, żeby poznać autora, jego styl i sposób postrzegania i opisywania świata, trzeba zacząć od początku. Sięgnęłam więc po pierwsze dzieło Browna i zaczytałam się na dobre.
          "Cyfrowa Twierdza" opowiada o Translatorze, należącym do Narodowej Agencji Bezpieczeństwa superkomputerze, który w ciągu paru chwil złamie każdy kod. Jednak okazuje się, że człowiek jest mądrzejszy od maszyny... Genialny japoński kryptolog, a zarazem były pracownik Agencji - Ensei Tankado stworzył algorytm, którego Translator nie potrafi odszyfrować, zatem wystawia go na aukcji. Grozi, że jeśli coś mu się stanie, jego asystent przekaże go do publicznego użytku, co doprowadziłoby do katastrofy wywiadu, który nie mógłby rozszyfrować wiadomości grożących bezpieczeństwu kraju. Susan Fletcher, piękna matematyczka pracująca dla NSA, musi ocalić Agencję, zdekonspirować zdrajcę i nie dopuścić do zniszczenia banku narodowych danych wywiadowczych. Aby tego dokonać prowadzi wyścig z czasem, narażając życie swoje i ukochanego...
         Jak to u Dana Browna bywa (co mogę napisać po przeczytaniu jego kolejnych książek), skomplikowana fabuła "Cyfrowej Twierdzy" oraz mnóstwo przeplatających się wątków i punktów widzenia, sprawiły, że to czego przed chwilą byłam pewna okazało się fałszywym tropem. Dzięki wartkiej akcji i wielu toczących się równolegle wydarzeń, książka nie nudzi ani przez chwilę, wręcz nie mogłam oderwać się od niej. Nie denerwowały mnie nawet opisy technologii, ponieważ nie wprowadzały zamętu, a jedynie kolejny ciekawy komponent fabuły. Biorąc pod uwagę kolejne dzieła autora, można doszukać się pewnej schematyczności w opisie fabuły, jednak zawsze w końcu gdzieś pojawia się ten element zaskoczenia...

sobota, 13 lipca 2013

Początek...


Jak sama nazwa bloga wskazuje, będzie on o życiu... Widzianym przez takie dwie ;)
A na życie wiele aspektów się składa, więc pisać będziemy pewnie o wszystkim i o niczym... O rzeczach ważnych i mniej ważnych, uroczystych i codziennych, radosnych i smutnych, jak to w życiu... O naszych wypróbowanych kosmetykach, przepisach, o przeczytanych książkach, obejrzanych filmach, usłyszanych piosenkach, o wszystkim co nam wpadnie w łapki...