sobota, 21 maja 2016

27/52/2016 "House of cards. Bezwzględna gra o władzę" Michael Dobbs



KSIĄŻKA BIERZE UDZIAŁ W WYZWANIU:
CZYTAM, ILE CHCĘ!




Nic nie trwa wiecznie.

Tygodniowe wyzwanie książkowe nr 44: Książka na literę H.
Wyzwanie książkowe nr 10: Wydana w roku urodzin czytacza (1989). Liczy 414 stron.

Przyznam szczerze, że zainteresowałam się książką, kiedy ukazał się serial (jak pewnie większość) i zobaczyłam Kevina Spacey'ego w zwiastunie. Nawet nie wiedziałam, że to nie jest pierwsza ekranizacja tej powieści (był mini serial w 1990r.). Niemniej serialu nie widziałam i obiecałam sobie, że nie obejrzę, póki nie przeczytam całego cyklu, żeby nie było jak z "Grą o tron", której nie mam ochoty czytać, bo widziałam serial (chociaż postawiłam sobie przeczytanie serii za punkt honoru).

Do rzeczy. Polityką nigdy się nie interesowałam, więc od początku książka była mało wciągająca i zastanawiałam się, czy cała jej treść dotyczyć będzie tylko wyborów, czy jednak coś się zacznie dziać. Jednak podtytuł "Bezwględna gra o władzę" zobowiązuje. Bo okazuje się, że polityka to nie tylko granie na uczuciach wyborców i udowadnianie, że moje jest mojsze niż twojsze. Są ludzie, którzy zrobią wszystko dla władzy. Do celu dojdą po trupach - dosłownie i w przenośni... Trzeba zastraszyć przeciwników, ale na tyle dyskretnie, żeby nie wiedzieli, kto ma ich w garści... A na tropie machlojek jest młoda dziennikarka..
 

Autor dobrze zna temat, bo sam przez wiele lat był politykiem, więc tym bardziej przerażające jest to, że fabuła niekoniecznie jest fikcją literacką...

Powieść wciąga, zdecydowanie. Może nie od pierwszych stron, ale z każdą kolejną coraz bardziej. Akcja powoli rozkręca się i nie pozwala się oderwać. 

Zdecydowanie polecam! 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz